Chcesz mieć dobre dziecko? A może dziecko wygodne? Myślisz, że wcale nie o to Ci chodzi. Ty tylko chcesz, by ono było szczęśliwe, prawda? Pozwól więc, że zasieję niepokój.
Rodzice na warsztacie.
Podczas Szkoły dla Rodziców i Wychowawców rodzice zostali podzieleni na dwie grupy. Jedna z nich miała w tajemnicy przed drugą wypisać cechy dobrego dziecka, druga zaś cechy dziecka wygodnego. Wyedukowani już nieco, ale przede wszystkim świadomi swojego rodzicielstwa dorośli, wzdragali się na myśl o stworzeniu list, zwłaszcza tej drugiej. Bo to przecież nie chodzi o to, przynajmniej oficjalnie, żeby rodzicom było komfortowo. Jakież byłoby to egocentryczne z ich strony! No ale mus to mus, prowadzący kazał.
Dobre dziecko, zdaniem rodziców, jest: odważne, uległe, podporządkowujące się, samodzielne, posłuszne, kreatywne, ma swoje zdanie, nie histeryzuje, zdolne, pracowite, zadowolone, punktualne, obowiązkowe, prawdomówne, zrównoważone, dbające o porządek, radosne, spolegliwe, ...
Spis był znacznie dłuższy. Pewnie każdy mógłby tu coś jeszcze dorzucić.
A dziecko wygodne? Przesypia noc, nie choruje, jest zdrowe, umie się sobą zająć, pomaga innym, nie kłóci się z rodzeństwem, jest otwarte na kontakty, koleżeńskie, pogodne, dobrze się uczy, jest sumienne, aktywne, zdyscyplinowane, harmonijnie się rozwija, jest bezkonfliktowe, przyznaje się do błędów, jest porządne i odpowiedzialne...
Jakie wnioski?
Po pierwsze, że dobre dziecko to wygodne dziecko. I nie ma większych trudności z wypisaniem cech jednego i drugiego. Za to jest problem, by wykreślić coś, czego rodzice nie chcieliby u swojego dziecka. Kto chciałby, aby jego pociecha nie była sumienna? Lub punktualna? A może ktoś nie ma nic przeciwko dziecięcej histerii? Czyż to nie żywe dowody na rodzicielskie wygodnictwo?
Tymczasem u Korczaka…
Januszowi Korczakowi pochwaliła się kiedyś pewna matka, jakie to ma dobre dziecko. Pięknie śpi całą noc, nie wydziera się, gdy ma mokro albo gdy jest głodne. Ale doktor nie podzielał jej entuzjazmu. Dobre dziecko, jego zdaniem, płakałoby wniebogłosy, gdyby miało mokro. A z głodu domagałoby się mleka jeszcze donośniej. To dziecko nie było dobre. To dziecko było wygodne.
Pytanie fundamentalne: po co to robię?
Nie chodzi o to, żebyśmy udręczyli się rodzicielstwem w imię nieskrępowanego niczym dzieciństwa naszych dzieci. Lub w drugą stronę, żeby nasza potrzeba komfortu warunkowała miłość- jeśli będziesz taki a taki, mamusia i tatuś będą cię bardziej kochać.
Zastanawiasz się, czy wychowując dążysz do własnej wygody czy do realizacji akceptującej ale odpowiedzialnej miłości? Jakie tak naprawdę jest Twoje dziecko, co je kształtuje a co... tresuje?
PO CO TO ROBIĘ? To jedno z najważniejszych pytań, jakie może zadać sobie świadomy rodzic. A szczera odpowiedź otwiera oczy. I serca.
powrót