Z jakiegoś powodu dorosłym wydaje się, że rywalizacja motywuje. Kiedy wreszcie dostrzeżemy, że to niesprawiedliwy, krzywdzący i nieskuteczny sposób zachęcania dzieci do lepszego zachowania i pilniejszej nauki?
RYWALIZACJA W DOMU
W domu rodzeństwo rywalizuje o to, co najcenniejsze- uwagę rodzica. Dziadkowie zajmujący się wnuczkami często twierdzą, że dzieci były grzeczne dopóki nie pojawili się rodzice. Fakty są takie, że kiedy nie ma najcenniejszej nagrody, zawodnicy nie walczą. A kiedy trofeum w postaci rodzica pojawia się w zasięgu możliwości, gotowe są użyć wszelkich skutecznych metod, by ściągnąć jego uwagę na siebie, dostać jego czas, spojrzenie. Czy jednak rodzice i opiekunowie lubią taką rywalizację? I czy ona rzeczywiście motywuje do lepszego zachowania? Bynajmniej.
RYWALIZACJA W PRZEDSZKOLU I SZKOLE
W przedszkolu i szkole stosuje się najróżniejsze metody oparte na rywalizacji i porównywaniu, a przekonanie o ich skuteczności wśród kadry wciąż mnie zadziwia. Tabelki z ocenami (np. kolorowe kółka) za zachowanie, aktywność etc. Porównywanie i wyłanianie, kto jest "bardziej" zawsze wskazuje równocześnie na tych, którzy są "mniej", "niewystarczająco", "nie dość". To nie jest motywujące. To nie pomaga. A przede wszystkim nie ma nic wspólnego z wychowywaniem i dialogiem miłości.
Jest taka scenka, z którą pewnie spotkał się w taki czy inny sposób każdy z nas. Dziecko domaga się nagrody za dobrą ocenę. Rozsądny dorosły odpowiada jednak, że przecież ono ma uczyć się dla siebie, a nie dla nagrody. Pełna zgoda. Tabelki porównujące uczniów jednak do tego nie wychowują.
Na zakończenie przykład, który wyjątkowo mnie oburza, a ponieważ nie jest specjalnym ewenementem, podaję go ku przestrodze. W grupie pięciolatków wprowadzono tygodniową tabelę dobrego zachowania. Każde z dzieci po całym dniu dostaje kropkę czerwoną (dobre zachowanie) lub czarną (złe zachowanie). Pewien chłopiec, z którym są bardzo duże problemy, za poniedziałek i wtorek ma już czarne kółka. Czy patrząc na rubryki kolegów naprawdę czuje się zmotywowany do lepszego zachowania? Czy raczej dochodzi do wniosku, że i tak we środę nie dociągnie już do innych?
Wobec braku efektów nauczycielka wzmogła działania- chłopiec dostaje już dwie, a nawet trzy czarne znaki na koniec dnia. I nadal nie chce zrozumieć, że to dla jego dobra.
Gdy wraca do przedszkola po dłuższej nieobecności jego rubryka, w przeciwieństwie do innych dzieci, pozostała nie "uprzątnięta". Dzień zaczynał od kilku czarnych, wychowawczych, motywujących kropek. I buczenia dzieci, które dobrze wiedzą, kto jest źródłem wszelkich problemów. Mają to na papierze.
powrót