"Wygląda na to, że" to jedno z podstawowych sformułowań, jakie mają przyswoić sobie uczestnicy Szkoły dla Rodziców i Wychowawców. I choć początkowo wydaje im się to sztuczne, usztywniające rozmowę, to jednak szybko przekonują się, jak skutecznie działa w relacji nie tylko z dziećmi, lecz także pomiędzy dorosłymi osobami.
Jaki jest cel?
Chodzi o określenie uczuć lub stanu osoby, z którą się komunikujemy. W przypadku dzieci uczymy ich tym samym jak nazywa się to, co przeżywają. Równocześnie pomagamy im poradzić sobie z silnymi emocjami. W dialogu zarówno z dziećmi ,jak i z dorosłymi jest to sygnał empatii, próby zrozumienia drugiej osoby, traktowania jej podmiotowo.
Np.:
Wygląda na to, że ten zastrzyk rzeczywiście cię bolał.
Wygląda na to, że zrobiło ci się przykro z powodu tego, co powiedział.
Wygląda na to, że jego zachowanie strasznie cię rozgniewało.
Dlaczego właśnie "wygląda na to, że"?
Ponieważ "wydaje mi się, że...", "mam wrażenie.." etc. tak naprawdę mówią o nas, a nie o tym, z kim rozmawiamy. To JA się zastanawiam, odnoszę wrażenia. Cały środek ciężkości ma spocząć na tym, kto potrzebuje zrozumienia. Proponowana formuła wydaje się być najbardziej neutralna.
Dlaczego można mieć z tym problem?
Ponieważ, wbrew pozorom, określanie uczuć to jedno z najtrudniejszych wyzwań jakie Szkoła stawia przed rodzicami i wychowawcami. Przeciętni dorośli mają problem z nazywaniem swoich wewnętrznych stanów. Najskuteczniej rozpoznając gniew, radość i smutek, zamieniają inne uczucia w jedno z 3 najlepiej znanych. Co robi przerażony rodzic, gdy wreszcie znajdzie zgubione w supermarkecie dziecko? Krzyczy, gniewa się. A przecież strasznie się BAŁ, a potem odczuł wielką ULGĘ. Dlaczego nie powie o tym dziecku? Dlaczego nie przeżyje tego "na głos"?
Proponuję ćwiczenie: proszę wypisać tyle uczuć i emocji (możemy nie wnikać w próbę ich oddzielenia) ile przyjdzie do głowy. Za tydzień będzie okazja, by sprawdzić swój słownik i samoświadomość. Napiszę także, jak pomóc dzieciom radzić sobie z własnymi uczuciami.
powrót